Azja Kirgistan

Zachwyt Kirgistanem – cz. 2

Droga do Osz jest jedną z najpiękniejszych, jakie dotychczas przejechaliśmy w całej naszej autostopowej karierze. Wstaliśmy wcześnie rano wypoczęci i gotowi na dzień pełen przygód. Po znalezieniu informacji, jak wydostać się się z Biszkeku, wsiedliśmy w marszrutkę jadącą czterdzieści kilometrów za miasto, aby dalej łapać stopa. Było słonecznie, pogoda znowu nam sprzyjała. Staliśmy za rondem z wielkim poboczem, gdzie auta jechały wolno i dodatkowo zatrzymywały się na zakupy. Ruch aut nie był najgorszy, nie pozostawało nic innego, jak cierpliwie czekać na jakiegoś kierowcę. Po kilkunastu minutach, gdy Asia poszła rozejrzeć się po okolicy, zauważyłem dwóch mężczyzn wychodzących z eleganckiego samochodu. Pierwsza myśl: idź i zagadaj do nich, zapytaj, gdzie jadą. Zadecydowałem, że jak tylko będą wracać ze sklepu, podejdę i tak zrobię. Po trzech minutach jeden z nich dostrzegł moje zamiary i ujrzawszy nasze plecaki zapytał skąd jesteśmy, i dokąd zmierzamy. Odpowiedziałem prosto, że my z Polszy, i jedziemy do Osz. Po chwili mieliśmy stopa do Jalalabad, ponad pięćset kilometrów dalej 🙂 Rozmowa z nowo poznanymi Kirgizami od samego początku bardzo się układała. Bakit, bo tak miał na imię, opowiedział nam o swojej historii związanej z autostopem, i o tym jak kilkanaście lat temu sam jechał dwanaście dni z Kirgistanu do Niemiec do pracy. Ależ mieliśmy radochę słuchając jego opowiadania. Drugi z braci na co dzień mieszkał w Nowosybirsku, w Rosji, gdzie pracował jako taksówkarz.

Cóż za ciekawi ludzie! Bakit był chyba pierwszą osobą mającą na górze wszystkie złote zęby, jaką mieliśmy okazję poznać. Wyglądem przypominał Dannego Trejo, aktora grającego „Maczetę”. Tylko umięśnienie miał troszkę mniejsze 🙂 Obecnie prowadził swoją fermę kur i przepiórek, która prosperowała bardzo dobrze. Zaopatrywał w jajka całą swoją okolicę. Jego nastawienie do nas, otwartość i chęć nawiązania znajomości była niesamowita. Sam zaproponował, że podczas jazdy możemy robić postoje na zdjęcia, czy toaletę. Mamy się nie krępować. Super!, pomyśleliśmy, ponieważ na trasie nie brakowało ślicznych krajobrazów!

Sami do końca nie wiedzieliśmy, jaki będzie stan drogi, ponieważ ostatnimi dniami mocno padał śnieg, który uniemożliwił ruch właśnie na niej, i była ona nieprzejezdna. Na całe szczęście my problemu nie mieliśmy. Wjeżdżając wyżej, robiło się coraz ciekawiej. Nasz samochód znakomicie sprawował się na ostrych zakrętach, serpentynach oraz stromych podjazdach. Jak dobrze, że nie złapaliśmy na stopa ciężarówki, której jazda zajmuje dwa dni.

Na wysokości 3100 m.n.p.m zrobiliśmy sobie pauzę, zachwycając się wszechobecną potęgą gór Tien Szan. Było sporo śniegu, wiał bardzo chłodny, przeszywający wiatr, a temu wszystkiemu towarzyszyło oślepiające słońce. Temperatura spadła do około zera, jak nie mniej. Nie ma się co dziwić, byliśmy naprawdę wysoko. Najwyższy punkt podróży- Kirgistan 2014

Szczęście z postawienia nóg właśnie tam – coś pięknego:) Starałem się nagrywać kamerką GoPro najwięcej, jak tylko można było, i najchętniej nie wyłączałbym nawet na minutkę… Od wystawiania jej przez okno, niemal zamarzła mi ręka 🙂Piękny Kirgistan- Na Nowej Drodze Życia

Byliśmy wpatrzeni w to, co nas otaczało myśląc co chwilę: jaka idealna miejscówka na rozbicie namiotu! Jedyny minus: bardzo chłodne noce. Musicie koniecznie latem przyjechać, powtarzał nie raz Bakit. Wtedy jest tu zielono, pełno jurt i pasterzy. Nie był on pierwszą osobą zapraszającą nas do odwiedzenia tego zakątka świata właśnie w porze wakacyjnej.

Pasterze blokujący droge

Podczas jazdy nasi kochani kierowcy sami wyszli z inicjatywą i zabrali nas do przydrożnej restauracji na obiad, gdzie królują ręcznie robione pierożki z mięsem, tzw „pielmienie”. Faktycznie były wyśmienite! Takich smacznych jak tam, już nie mieliśmy okazji później próbować. W miłej atmosferze rozmowy nasyciliśmy się na cały dzień i ruszyliśmy.

Obiadek na trasie- Kirgistan 2014

Dalsza droga była kontynuacją rozkoszy dla duszy i oczu. To było spełniające się, autostopowe marzenie. Na jednej z przerw stanęliśmy zaraz koło wielkich pól, na których rośnie bawełna i zostaliśmy powitani przez polskiego operatora komórkowego w Uzbekistanie 🙂

Kirgistan

Do granicy z nim dzieliło nas jakieś 200 metrów. Nie wybraliśmy się tam tylko z powodu naszego późniejszego wyjazdu z Polski. Będzie jeszcze ku temu z pewnością okazja.

Tej nocy nie mieliśmy pojęcia, gdzie będziemy spać. Plan był taki, że chodzimy od domu do domu i pytamy o możliwość rozbicia namiotu, czy otrzymania kawałka dachu nad głową.

Dojeżdżając do Jalalabad szkoda nam było rozstawać się z braćmi. Stali się nam bardzo bliscy. Na pożegnanie wymieniliśmy się numerami i starszy z braci, czyli Bakit, powiedział słowa, które poruszyły moje serce: Adam, przyjacielu, jeżeli kiedykolwiek będziecie potrzebowali pomocy, dzwońcie o każdej porze dnia i nocy. Zawsze możecie na mnie liczyć. Wzruszyliśmy się po tych słowach. Mogę tylko zdradzić, że dzwonił do nas każdego dnia podczas naszego dalszego pobytu w Kirgistanie, okazując swoją troskę i zainteresowanie.

Przyszedł czas na znalezienie noclegu. Dookoła znajdowało się mnóstwo małych restauracji i właśnie od nich zaczęliśmy. Długo szukać nie musieliśmy, ponieważ już w drugiej przyjęli nas do siebie, dając nam jeden z pokoi, w których klienci spożywają posiłki.

Nocleg w Jalalabad

 

Baha i jego pracownik- Jalalabad

Dzięki Bogu za ciepły kąt i za szefa, który bez problemu nas przygarnął. Długo by pisać o tej całej sytuacji i o muzułmańskiej gościnności, z którą spotkaliśmy się po raz kolejny.

Następnego dnia na auto do Osz praktycznie nie musieliśmy czekać, ponieważ zatrzymało się ono po wyciągnięciu przez Asię kciuka jeszcze w drodze na wylot. Taki fajny akcent potwierdzający, że autostop w tym kraju działa bez zarzutów.

Im bliżej Osz, tym cieplej

Kolejnym miłym zaskoczeniem był fakt, że w ostatniej chwili odezwała się do nas Regina z Couchsurfingu oznajmiając, że możemy u niej spać, i że oprócz nas będzie trzech innych ludzi z Polski i jedna Francuska. Będzie fajnie, pomyśleliśmy 😉

Po przyjeździe zobaczyliśmy młodą, miłą i ładną dziewczynę, której rysy nie wskazywały na typowo kirgiską urodę. Jak się potem okazało jej mama jest z Korei Południowej, a tata z Rosji. Prowadziła swój własny salon z sukniami ślubnymi.

Szczególnie fajną znajomość nawiązaliśmy z Pawłem i Kubą, którzy również podróżowali po Kirgistanie. Razem spędziliśmy większość czasu w tym mieście.

Polacy i strażnik góry

Podczas spaceru na Osh Bazar, rozmawiając w ojczystym języku nagle spotkaliśmy innego zakręconego Polaka, Juliusza. Żeby tego było mało, po kolejnych dwóch godzinach w parku pojawili się Szymon i Bartek. Osz zostało opanowane przez Polaków! 🙂 Kto by pomyślał, że tak daleko od domu wszyscy jednocześnie się spotkamy:)

Wieczorem wybraliśmy się całą ekipą na górę, która stanowi centralny punkt miasta i jest jedną z nielicznych atrakcji w tym rejonie. Plan był taki, żeby zdążyć na zachód słońca, co nam się po części udało. Po części, bo słońce zachodziło z drugiej części góry 🙂 Widok z samego czubka robił wrażenie. Szczególnie, kiedy było ciemno, a całe miasto tonęło w kolorowych światełkach.

Panorama Osz

Trzeba przyznać, że Osz nie jest miastem, które wzbudzi zachwyt, zachęci do ponownego przyjazdu, czy chociażby dłuższego pozostania w nim. W powietrzu unosi się kurz, wokół mnóstwo ledwo stojących budynków, drogi i chodniki pełne są dziur. Nawet sławetny Osh Bazar nie zrobił na nas takiego wrażenia, jak jego odpowiednik w Biszkeku. Mniej stanowisk z warzywami i owocami, duży bałagan, i w naszym mniemaniu sporo mniejszy od młodszego brata.

Dwa niepełne dni to zdecydowanie wystarczająco na zapoznanie się z tym miastem, dlatego następnego dnia planowaliśmy stopowanie już w stronę Chin. Planowaliśmy, jednak nie zrealizowaliśmy naszych planów. Wieczorne wydarzenia zupełnie nas zaskoczyły i zatrzymały w Kirgistanie na dodatkowe trzy tygodnie. Co się stało? To już w następnym videowpisie, żeby było ciekawiej 🙂

 

Podobne wpisy