Fragment z naszej pierwszej książki: „Na Nowej Drodze Życia. 1112 dni w Autostopowej Podróży Przez Świat, cz.1”, rozdział 16: Malezja, Brunei, Singapur
Początek ramadanu przywitał nas skrajnymi pustkami na ulicach. Jedynymi ludźmi, których mijaliśmy, byli pracownicy biurowi, zmieniający tylko klimatyzowane pomieszczenia, albo zatrudnieni w Brunei obcokrajowcy. Cała reszta jakby wyjechała na wakacje albo zniknęła. Islam był religią dominującą, co widzieliśmy absolutnie wszędzie. Szokiem był widok otwartych restauracji z postawionymi na stołach do góry nogami krzesłami i kartką przy kasie: Restauracja czynna, jednak prosimy nic nie zamawiać, ponieważ zamówienie i tak nie zostanie zrealizowane. Zapraszamy na iftar po zachodzie słońca. Dziękujemy!.
– To sobie pojedliśmy – westchnąłem, spoglądając na poważny komunikat. – W sumie i tak nie mamy kasy. Spróbujemy zaraz znaleźć jakiś kantor.
– Spoko, jutro wjeżdżamy znowu do Malezji, a tam ponoć jest bardziej liberalnie – zaznaczyła po wcześniejszym rozeznaniu sprawy Asia.
Z kantorem, zgodnie z przypuszczeniami, się nie udało. Jedyną opcją, którą zdradzili nam przechodnie, była zamiana gotówki w jakimś sklepie. Niestety, odbiliśmy się od kilku drzwi, powoli tracąc nadzieję na powodzenie misji. W sklepie z torebkami, kolejnym odwiedzonym przez nas, naszą rozmowę usłyszała para Filipińczyków, która chętnie zdecydowała się wymienić dolary amerykańskie na ich lokalne. Kiedy wyciągnąłem pieniądze w ich stronę, niespodziewanie kazali mi je schować i wręczyli 20 dolarów brunejskich.
– Rozumiemy waszą sytuację, sami nie jesteśmy stąd. Niech te pieniądze będą dla was błogosławieństwem – powiedział starszy Filipińczyk.
Zaniemówiliśmy, wzruszając się w jednej chwili. Postawa serca, jaką zaprezentowali, była nie do podrobienia. Nie mogliśmy tak zwyczajnie odejść, więc zaczęliśmy rozmawiać.
– Moja żona właśnie przyleciała do mnie na wakacje. Na co dzień niestety nie jesteśmy razem z powodu mojej pracy. Wierzcie mi, gdyby nie pieniądze, dawno by mnie tu nie było. Nie jestem tu szczęśliwy – wyznał w przypływie szczerości.
– Byliśmy w waszym kraju miesiąc i żałujemy, że tak krótko. Kochamy Filipiny i darzymy je szczególnym sentymentem. – Podzieliliśmy się z nimi historiami, które przydarzyły nam się w tym cudownym kraju.
Na koniec jeszcze raz poprosiliśmy, żeby przyjęli nasze dolary, jednak nie chcieli o tym słyszeć. Ogromnie cieszyliśmy się na ich spotkanie, jednak gdy później spojrzeliśmy na pamiątkowe zdjęcie, zobaczyliśmy smutek wypełniający ich serca. Tym bardziej docenialiśmy troskę, którą nam okazali, mimo że sami nie byli w łatwej sytuacji.
Obeszliśmy okolice parku Taman Haji Sir Muda Omar Ali Saifuddien, którego nazwę, jak wszystkie pozostałe, trudno było zapamiętać. Niestety, podczas świętego postu do meczetów wstęp mieli jedynie muzułmanie, więc mogliśmy oglądać imponujące budowle tylko z zewnątrz.
– Zaraz zajdzie słońce i rozpocznie się jedzenie – przypomniała Asia.
– Już pewnie nie mogą się doczekać. – Puściła oczko.
W chwili, w której to powiedziała, rozległ się wielki huk. Nie wiedzieliśmy, co jest grane.
***
Książkę kupisz taniej z cudowną zakładką i przydatną każdemu człowiekowi niespodzianką w przedsprzedaży do 2 grudnia TUTAJ
Historia o Filipińczykach była kolejnym wpisem z serii Spotkania niezapomniane.
Nasz vlog z pobytu w Brunei obejrzysz TUTAJ