Ból pojawił się nagle 3 dni temu. Szliśmy ulicami Kuala Lumpur (Malezja) złożyć wniosek do ambasady Indonezji o wizę turystyczną na 3 miesiące. Nie zdążyliśmy załatwić tego wcześniej z powodu kończącego się Ramadanu i zaczynającej się po nim Rayi. Wszystkie tego typu placówki były nieczynne. Sama wizyta w ambasadzie to temat na osobny wpis. Szczerze mówiąc mało się to różniło od lokalnego bazaru. Koniec końców dowiedzieliśmy się, że na tak długą wizę nie mamy co liczyć.
Asia z trudem pokonywała krótkie dystanse, co chwilę robiąc sobie przerwę. Towarzyszący jej ból wskazywał na kolkę pod prawym żebrem. Myśleliśmy, że to nic poważnego i zaraz przejdzie, jak to zazwyczaj z kolką bywa. Z godziny na godzinę ból stawał się coraz silniejszy. Następnego dnia uniemożliwiał normalne chodzenie, siedzenie i leżenie do najprostszych też nie należało. Byliśmy trochę zmieszani, ponieważ mieliśmy już ruszać w stronę Indonezji. Długo zastanawialiśmy się jaką podjąć decyzję. Było oczywistym, że jeżeli pojedziemy i ból nie ustąpi, to służba zdrowia w Indonezji nie będzie działała tak sprawnie jak w Malezji. Na dodatek byliśmy w stolicy kraju.
Ostatecznie skontaktowaliśmy się z firmą ubezpieczeniową i po 3 godzinach zadzwonił do nas lokalny agent, który wskazał szpital, do którego mieliśmy się udać. Asia za bardzo nie chciała w nocy włóczyć się po lekarzach. Cała ta papierologia zawsze ją przeraża. Taka już uparta z niej dziewczyna, dlatego dobrze, że ma męża, który zaciągnął ją prawie siłą. Jak się okazało całkowicie słusznie. Po szybkiej wizycie u lekarza została skierowana na scan (bardzo nowoczesne badanie przypominającego rezonans magnetyczny. Kto wie, może i rezonans to był) Ze względów estetycznych nie opiszemy dokładnie przebiegu badania, ale nie jednemu mina by zrzedła na widok półmetrowej rurki, która bynajmniej nie wylądowała w przełyku – są inne ciekawsze miejsca. Dzielna z niej dziewucha, więc po wszystkim tylko się śmiała. Po godzinie oczekiwania na wyniki, diagnoza była praktycznie jednoznaczna: zapalenie znacznie powiększonego wyrostka robaczkowego i coś tam jeszcze z żółcią. Zabieg usunięcia tego małego śmietnika trzeba było zrobić jak najszybciej, dopóki jeszcze się nie rozlał. Asia kolejny raz chciała postawić na swoim i jechać na noc do domu, ale lekarz stanowczo wykluczył taką opcję. Warto tutaj wspomnieć, że w szpitalu zjawiliśmy się tylko z paszportami, ubezpieczeniem i GoPro (relacja musi być 🙂 ) Dostaliśmy swój pokój, w którym temperatura była zabójczo zimna (około 19 stopni). Po wejściu do niego czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka: szpitalna wyprawka dla pacjenta, czyli wszystko, czego w tej chwili potrzebowaliśmy (ręcznik, kosmetyki, kawa i ciasteczka). Zabieg był zaplanowany na rano po wcześniejszej konsultacji z chirurgiem. O godzinie 10.15 zabrali moją żonę na salę operacyjną. Czułem się jak w amerykańskiej komedii romantycznej, kiedy to Romeo bez konia czeka na swoją Ukochaną. Po dwóch godzinach przywieźli wybudzoną, jednak ciągle śpiącą Królewnę. Usłyszałem tylko, że wszystko poszło zgodnie z planem i pacjentka musi odpoczywać. Asia była pod silną narkozą i musiało minąć trochę czasu, żeby powróciła do pełni świadomości.
Teraz kilka słów o samym szpitalu i opiece medycznej. Asia mówi, że jeszcze nigdy nie widziała tak serdecznego i uśmiechniętego personelu. Przed każdym ukłuciem, czy podniesieniem ręki przepraszali ją, pytali jak się czuję, okazywali troskę i zainteresowanie. Nawet o podroży z nią rozmawiali tuż przed uśpieniem. Pani anestezjolog wiedziała, co to autostop i wypytywała o przebytą trasę, ogólne wrażenia, plany na przyszłość. Takie towarzyskie spotkanie przy skalpelu 😀
Słów kilka jeszcze o naszym doktorze. Człowiek bardzo kulturalny, uprzejmy, rzeczowy, a nawet żartobliwy. Z takim lekarzem tylko się leczyć. Zapewnił Asię, że po operacji nie będzie miała żadnych blizn i będzie mogła spokojnie paradować po plaży w bikini. Co za koleś. Laparoskopia, którą zrobił, to trzy malutkie dziureczki, przez które usunęli chory wyrostek. Opieka w szpitalu jest profesjonalna. Posiłki dostosowane są do indywidualnych potrzeb pacjenta (nie jest to mortadela na śniadanie i groszek z marchewką na obiad, który następnego dnia znajdziemy w zupie) Mamy dwuosobowy pokój z łazienką, internet i telewizor w pakiecie.
Jesteśmy wdzięczni Bogu, że tak się to wszystko rozegrało, że nie pojechaliśmy wcześniej do Indonezji, zostając dłużej w Kuala Lumpur. Jest to dla nas świadectwo Bożej troski i zaopatrzenia.
Po wszystkim opiszemy dokładnie całą procedurę, jak się zachować w takich sytuacjach, jak dogadać się z firmą ubezpieczeniową, itp. Potrzeba skorzystania z ubezpieczenia przytrafiła się nam już drugi raz (wcześniej w Kirgistanie, co też opisaliśmy) I żeby była jasność, wszystko odbywa się bezgotówkowo. My nie płacimy nic. To najważniejsze.
W chwili obecnej Asia przyjmuje już czwartą z rzędu kroplówkę na zmianę z lekami przeciwbólowymi. Jest obolała, ale cieszy się, że wszystko tak się potoczyło! Oby ból jak najszybciej odszedł.
Dzięki za Wasze ciepłe słowa i wsparcie! Dużo to dla nas znaczy. Fajnie wiedzieć, że jesteście, że dobrze o nas myślicie! My wracamy do zdrowia, bo przygody czekają! Do usłyszenia później.
Jeżeli jesteś ciekawy jakie ubezpieczenie zapewniło nam taką opiekę przeczytaj ten WPIS