Azja Kazachstan

Nie zawsze jest łatwo… cz. 2 + Big Almaty Lake

DINARA

Wyruszając w podróż nie mieliśmy nagranych żadnych noclegów oprócz jednego, w Ałmacie. Dzięki uprzejmości naszych znajomych dostaliśmy namiary na ich znajomą, którą poznali będąc w Kazachstanie. Wymieniliśmy między sobą kilka maili, w których zostaliśmy zapewnieni, że czeka na nas z otwartymi ramionami. Ałmatę mieliśmy „z głowy”.

Kilka dni przed przyjazdem dostaliśmy wiadomość, że jednak Dinara, bo tak miała na imię, nie może nas przyjąć do siebie z powodu remontu mieszkania ( który jak się potem dowiedzieliśmy trwał już kilka miesięcy). Szybko się zorientowała, pomyśleliśmy. Po rozmowie telefonicznej, w której zapewniliśmy ją, że wystarczy nam kawałek podłogi i dach nad głową, powiedziała, że możemy zatrzymać się pierwszej nocy w jej drugim mieszkaniu, w którym obecnie mieszka. Będąc w Karagandzie zaczęliśmy więc szukać noclegu na Couchsurfingu na trzy noce. Udało nam się znaleźć opcję na dwa dni, więc było ok.

Kiedy po przyjeździe do Ałmaty odebrała nas Dinara swoim superanckim autem z hybrydowym silnikiem, już po kilku minutach rozmowy stwierdziliśmy, że będzie fajnie. Czterdziestoletnia, bardzo komunikatywna i zabawna kobieta. Po wejściu do mieszkania poznaliśmy jej męża i kota, który miał więcej praw, niż reszta domowników. Oprócz tej trójki mieszkała tam jeszcze przyjaciółka Dinary, pracująca studentka w naszym wieku. Miała wrócić dopiero następnego dnia. Po kolacji i bardzo fajnej wieczornej pogawędce, dostaliśmy wygodne posłanie na podłodze. Warto wspomnieć, że mieszkanie nie było takie małe. Oprócz sypialni, w której urzędowali właściciele, był jeszcze duży salon, w którym spokojnie zmieściłoby się osiem osób na swoich karimatkach. Zachęceni wieczorną atmosferą i panującymi warunkami, zapytaliśmy, czy jednak nie moglibyśmy zostać u niej. Mieliśmy nocleg gdzie indziej, ale tak samo, jak w przypadku Anary, punktem zaczepienia byli wspólni znajomi, no i fakt, że pisaliśmy razem od kilku miesięcy. Dinara po chwili zastanowienia odpowiedziała, że ok, coś wymyślimy, możecie odmówić swój nocleg. Bardzo się ucieszyliśmy, bo po prostu dobrze nam było w jej towarzystwie. Plusem było też to, że rozumiała wszystko, co mówiliśmy po polsku.

Następnego dnia obudziliśmy się, kiedy nikogo już nie było w domu. Na stole w kuchni czekało śniadanie i krótki liścik, w którym Dinara napisała, że będzie dzwonić. Koło południa umówiliśmy się, że zabierze nas w góry, na które jedzie się przez pewien czas wyciągiem. Był to jeden z naszych punktów jeszcze przed przyjazdem, więc super!

Kolejka na Chembylak

Dinara postanowiła popracować w kawiarni, więc sami poszliśmy trochę pochodzić. Naszą wędrówkę przerwał dość mocny deszcz, który przyspieszył powrót do niej. Czas spędzony w górach pozwolił nam w końcu zasmakować tego, czego nie przebije żadna budowla, zabytek, dzieło sztuki… Natura, potężna, niezmierzona, piękna natura.

DCIM100GOPRO

 Czuliśmy się bardzo spełnieni tego dnia. Jedyne, co doskwierało akurat mi, to mocny ból głowy, który spowodowany był zmianą ciśnienia. Trzeba się do tego przyzwyczajać, bo jeszcze nie raz będzie skakało 🙂

Asia z koleżanką

Po powrocie do domu mieliśmy czas na odpoczynek, ogarnięcie obiadu i innych spraw. Nie zdążyliśmy się obejrzeć i był wieczór. Skorzystaliśmy z możliwości i porozmawialiśmy trochę z rodzicami na Skype i kiedy skończyliśmy jedną z rozmów, nagle do kuchni weszła Dinara i ni z gruszki, ni z pietruszki oznajmiła, że mamy się zbierać i zawiezie nas do tamtego remontowanego mieszkania. ?!?!?!?!?!?!?!?! Miny nam troszkę zrzedły, ale ok. Było nam trochę głupio, bo mieliśmy lekko rozpakowane plecaki, sami też nie byliśmy gotowi, a oni stali już praktycznie w kurtkach i butach… Zapytaliśmy tylko, czy jest tam jakaś woda, toaleta i czy mamy brać wszystkie swoje rzeczy. Najpierw kazała nam wziąć tylko te potrzebne do spania, a potem wszystko. Powiedziała, że tu nie możemy zostać, bo przychodzi ta młoda dziewczyna i tyle. Czuliśmy się bardzo zmieszani i z trudem mogliśmy opanować drżące ręce. Nie ma problemu, nam wystarczy tylko kawałek podłogi, ale sam fakt takiego nagłego potraktowania zbił nas z tropu.

Kiedy weszliśmy na „plac budowy”, bo tak to wyglądało, nie mogliśmy uwierzyć, że nas tutaj zabrali. Biały pył unosił się w powietrzu, leżał warstwami na podłodze, wapno wdzierało się do płuc, zapach był nie do zniesienia. Im samym było tak głupio, że nie wiedzieli, co powiedzieć. Rozmawiali coś między sobą, ale nikomu nie było do śmiechu. Mi ze stresu zrobiło się słabo i najnormalniej w świecie chciało się płakać. Adam próbował zachować kamienną twarz i opanować nerwy, ale uwierzcie, że naprawdę nie było łatwo. Po naszych minach widzieli, że nie chcemy tu zostać, więc zaczęli się zastanawiać, co dalej. Myślałam: ludzie, macie takie mieszkanie, wiedzieliście, że będziemy, nie chcemy nic więcej, tylko miejsce na nasze maty i śpiwory… I wtedy do akcji wkroczył pan mąż, który tak na marginesie bardzo mało miał do powiedzenia w tym związku, i powiedział, że tu zostać nie możemy, a jedyne wyjście jakie widzi to mieszkanie jego rodziców. Jest tylko jeden problem: oni strasznie palą i w domu bardzo śmierdzi, w powietrzu unosi się mnóstwo dymu. O NIE!!! Tylko nie papierosy! Nienawidzę papierosów całym sercem!!! W głowie zaczęło mi się kręcić, serce podchodziło do gardła. Dawno nie czułam takiej rozpaczy. Kiedy wsiedliśmy do auta, nikt się nie odezwał. Gdyby Adam nie powiedział do Dinary: dobrej nocy, nie powiedziałaby ani słowa. Nawet nie wyszła z auta. To, co potem nas spotkało, przeszło nasze wyobrażenie o zadymionym i śmierdzącym domu. Powitała nas smuga dymu, która utrudniała widoczność, smród był tak duszący, że autentycznie nie mogłam oddychać. Kiedy zamknęli drzwi naszego pokoju, rzuciliśmy się do okna, a potem każdy z nas usiadł i schował się w sobie. Ja płakałam, a Adam nie mógł wypowiedzieć słowa. Jeszcze nigdy nie wiedziałam mojego męża w takim stanie… Żal i niezrozumienie całej sytuacji kołatały się w naszych głowach. Zwiedziliśmy ponad trzydzieści krajów, w swoich domach gościli nas ludzie spotkani na drodze, dostawaliśmy reklamówki jedzenia, kierowcy nadrabiali setki kilometrów, żeby nas gdzieś podwieźć, obcy ludzie dzielili się z nami swoim sercem, a osoba, która miała być naszą pewną przystanią zrobiła coś takiego. Chcę żebyście to dobrze zrozumieli. Nie chodzi o to, że miała nas ugościć i koniec. Nie, nie musiała, ale obiecała to kilka miesięcy wcześniej. Dodatkowo zrezygnowaliśmy z innego noclegu, który mieliśmy. Ktoś powie: trzeba było rozbić namiot. Akurat tego wieczoru lał deszcz i po całym zajściu naprawdę odechciało nam się myśleć. Uwierzcie, że gdybyśmy wiedzieli wcześniej, namiot byłby cudowną alternatywą.

Byliśmy zawiedzeni człowiekiem, który sam zasypiał w pięknym, pachnącym mieszkaniu, a nas skazał na taki tragizm. Sama Dinara na pomysł z tym noclegiem zareagowała: śmierdzi to mało powiedziane. Jak się potem dowiedzieliśmy ona w ogóle nie przychodziła do swoich teściów. Nie dziwimy się.

Owinęliśmy wszystkie nasze rzeczy w specjalną plandekę, żeby uchronić je od tego smrodu, otworzyliśmy szeroko okno i modliliśmy się, żeby ta noc jak najszybciej się skończyła, żebyśmy się nie podusili, żeby Bóg pomógł nam ogarnąć to wszystko, i przede wszystkim, żebyśmy nie czuli złości do Dinary. Błogosławiliśmy ją ze łzami w oczach wiedząc, że tak trzeba.

Obudziliśmy się bardzo wcześnie, żeby jak najszybciej uciec z tej kotłowni. Niestety musiałam skorzystać z toalety i to, co zobaczyłam zmierzając do niej, przerosło mnie: nie widziałam drzwi, tak już było napalone, przerażający smród zapierał dech. Kiedy zwarci i gotowi chcieliśmy opuścić mieszkanie, starszy pan, sprawca tej tragedii powiedział, że zaprowadzi nas na przystanek, z którego odjeżdża autobus pod dom jego syna – tak umówiliśmy się poprzedniego dnia z Dinarą jeszcze przed całym zajściem. Byliśmy mu wdzięczni, ale dwie minuty, które musieliśmy na niego czekać w tym korytarzu, były najdłuższymi dwiema minutami w naszym życiu. Chciałam wyjść, ale drzwi były zamknięte, a klucz dzierżył w swoich rękach właściciel. Moment zaciągnięcia się świeżym powietrzem wywołał mały uśmiech na naszych twarzach, ale szybko znikł, kiedy powąchaliśmy swoje ubrania. Wystarczyło 120 sekund, żeby śmierdzieć jak nałogowy palacz. Nigdy też nie widzieliśmy kogoś tak zniszczonego przez nikotynę. Ten starszy człowiek kaszlał okropnie, jego skóra była czarna i bardzo pomarszczona, zapachu, który się od niego unosił nie muszę opisywać. Zastanawialiśmy się potem długo, jak można doprowadzić się na własne życzenie do takiego stanu, jak można funkcjonować w takich warunkach? Bardzo smutne jest to, że nałóg potrafi zniszczyć człowieka, pozbawić witalności, radości, bo nie wierzę, że jego żona była szczęśliwa z tego powodu, że mieszkanie to jedna wielka kotłownia. Sam fakt, że nawet syn niepochlebnie się o tym wypowiadał, o czymś świadczy.

Mieliśmy klucze do mieszkania Dinary, więc czym prędzej weszliśmy do niego i zaczęliśmy rozbierać się z cuchnących ubrań. Nasze śpiwory wywiesiliśmy na balkonie z wiadomych powodów. Wszystkie ubrania wrzuciliśmy do pralki i zaczęliśmy się zastanawiać, co dalej. Plan był taki, że na pewno jedziemy nad Big Almaty Lake. Tylko co z noclegiem? Nie chcieliśmy pisać do dziewczyny, której odmówiliśmy dwa dni wcześniej, o zostaniu tu też nie było mowy, nawet gdyby Dinara zmieniła zdanie. Po chwili namysłu postanowiliśmy zadzwonić do Artioma, kierowcy, z którym jechaliśmy do Kazania. On sam mieszkał w Ałmacie i powiedział, że w razie problemów mamy dzwonić. Problem mieliśmy, więc wybraliśmy numer.

Rozmowa z Artiomem to historia na następny wpis, więc teraz nie będę nic zdradzać. Ważne jest tylko to, że wieczorem mieliśmy przyjechać do jego domu! Dzięki Bogu! Zadzwoniliśmy do Dinary, żeby jej o tym powiedzieć. Jej reakcja potwierdziła, że nie chciała nas u siebie. Ok. teraz wsio ryba. Rozwiesiliśmy pranie i pojechaliśmy, żeby odreagować cały stres.

 

BIG ALMATY LAKE by Adam Dzielu

Big Almaty Lake

Będąc jeszcze w Polsce i przygotowując się do całej naszej wyprawy, staraliśmy się znaleźć miejsca wyjątkowe, warte odwiedzenia w różnych częściach świata. Południowy Kazachstan sam w sobie jest bardzo interesującym rejonem i znacznie różni się od reszty kraju. Tutaj ciągnący się setkami kilometrów step łączy się z potężnymi górami tworząc niesamowity krajobraz. Ponadto temperatura jest wyższa i klimat bardziej sprzyjający do życia.

Za pierwszy cel obraliśmy znajdujące się na wysokości 2500 m.n.p.m Big Almaty Lake. To przepiękne jezioro otoczone jest ośnieżonymi czterotysięcznikami gór Tien Szan, które razem dają bajkową scenerię. Oddalone jest czterdziestu kilometrów od miasta i dojechać tam można tylko samochodem. Wsiedliśmy więc w autobus miejski dojeżdżający na właściwą drogę, aby dalej łapać stopa. Stara maszyna z trudem pokonywała niewielkie jeszcze podjazdy, dysząc na każdym zakręcie coraz bardziej. Blisko końcowego przystanku spotkała nas ciekawa sytuacja: pani konduktorka wraz z kierowcą zaproponowali, że zawiozą nas „nad jezioro” za kosmiczną sumę. Ludzi gotowych przyjąć tę kuszącą ofertę było troje. Bez chwili zastanowienia podziękowaliśmy, powiedzieliśmy, że dojedziemy autostopem, i po przejściu trzydziestu metrów zaczęliśmy łapać. Po kilku minutach zauważyliśmy ów autobus wracający w stronę miasta. Trochę to dziwne, bo miał do pokonania ponad dwadzieścia kilometrów… Ruch samochodów był wręcz powalający. Jedno auto na dziesięć minut i na dodatek wszyscy załadowani.

Nasz pierwszy kierowca zabrał nas cztery kilometry dalej. Następnie kilka osób chciało dać nam podwózkę, ale tylko za kasę. Po piętnastu minutach zatrzymali się młodzi ludzie, których auto na pierwszy rzut oka wyglądało na pełne. Po szybkim zorganizowaniu się jechaliśmy do naszego dzisiejszego celu z przyszłą parą młodą oraz ich ślubnym fotografem. Warto dodać, że pogoda tego dnia była piękna!

DCIM100GOPRO

Po przejechaniu jakiś dziesięciu kilometrów dostrzegliśmy szlaban blokujący drogę, trzy terenówki i w każdej z nich kogoś przypominającego strażnika. Przy pierwszej próbie negocjacji oznajmili nam, że nad jezioro wjazdu dzisiaj nie ma, z powodu zagrożenia pożarowego. Swoją drogą ostatnie dwie doby padało bez przerwy 🙂 Jak nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Druga próba z gotówką w ręku załatwiła sprawę. Warto dodać, że pieniądze trzeba było rozdzielić po równo na każdą osobę, mimo że konwersacja prowadzona była tylko z jednym mundurowym. Sesja przedślubna wygrała! Przejechaliśmy skorumpowaną barykadę! Na górze dogadaliśmy się z naszymi Kazachami, którzy bezproblemowo zgodzili się nas zabrać do Ałmaty w drodze powrotnej. Rewelacja! Wydostanie się stamtąd mogło być bardzo trudnym i czasochłonnym zadaniem. Wymieniliśmy się telefonami, wręczyliśmy im naszą wizytówkę, na której z jednej strony widnieje werset przewodni naszej wyprawy w języku rosyjskim, i poszliśmy podziwiać te wyjątkowe miejsce, w którym przyszło nam być.

Asia, Big Almaty Lake

Będąc z Wami całkowicie szczery, ciężko mi opisać to co czułem siedząc na skale i wpatrując się w piękno otaczającej nas przyrody. Wszystko się zgadzało. Temperatura, słońce na praktycznie bezchmurnym niebie, lekki, przyjemny wiatr.

Kazachstan 2014

Co więcej, ludzi, którzy też tam byli, można było policzyć na palcach dwóch rąk. Dla takich chwil zdecydowanie warto podróżować. W tych wspaniałych okolicznościach spędziliśmy kilka godzin nigdzie się nie spiesząc i po prostu podziwiając wszystko, co oczy widziały.

Nic, tylko podziwiać to piękno dookoła

Kiedy przyszedł czas wracać, jeden z Kazachów spytał nas, czy jesteśmy chrześcijanami. Odpowiedzieliśmy, że tak i zaczęliśmy rozmawiać. Co się okazało? Nasi nowi znajomi są baptystami z jednego z kościołów w Ałmacie. Cóż za ciekawe spotkanie 🙂 Fajnie, że taka prosta rzecz, jaką jest mała karteczka z wielkim przekazem z Biblii, pozwala nawiązać kontakt z ludźmi o podobnych wartościach, nawet siedem tysięcy kilometrów od domu. W miłej atmosferze wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy przed siebie. Aaa, i żeby było zabawnie, na jednym z postojów na fotkę i coś do jedzenia zobaczyliśmy trójkę zmęczonych długim marszem turystów z autobusu. Oni, przeciwnicy jazdy autostopem, nawet nie dotarli nad jezioro. Ba, widok ich min, kiedy nas spostrzegli-bezcenny. Spuścili tylko głowy, odwrócili wzrok i odeszli. Ostatni raz mieliśmy okazję oglądać ich koło drogi w miejscu, w którym złapaliśmy drugiego stopa. Stali tam w oczekiwaniu na rozpadający się autobus sprzed kilku godzin, a nas Kazachowie zawieźli pod sam dom. Nie ma to jak nasz kochany autostop 🙂

Po powrocie drzwi od mieszkania otworzyła nam piękna, uśmiechnięta i przemiła dwudziestopięciolatka! To ta studentka, której tak miał przeszkadzać nasz pobyt?! O nie! To niemożliwe. Była tak sympatyczna, że już wyobrażaliśmy sobie, jak fajnie mogliśmy spędzać z nią wieczory. Byliśmy źli, że Dinara pozbawiła nas relacji z taką osobą! Po jej powrocie atmosfera była ciężka. Adam nie mógł się przełamać do rozmowy, był zawiedziony jej postawą. Nie dziwię się, bo nawet słowem nie spytała o naszą noc i cały dzisiejszy dzień. Na obiad zaserwowała nam letnie ziemniaki z zimną parówką i stare pomidory, których nawet ona nie zjadła. Trochę mówię to z przekorą, ale kobieta, która jest szychą w Microsofcie, a jej mąż programistą, mogłaby okazać trochę skruchy… i podgrzać te parówki 🙂 Próbowałam wyjść z inicjatywą i sama opowiadałam, jaki mieliśmy piękny dzień, ale nasi rozmówcy nie podchwycili tematu. Trudno się mówi. Poprosiliśmy ich tylko, żeby zawieźli nas do domu Artioma. Okazało się, że trochę to daleko, Dinara jednak powiedziała, że damy radę.

Cała trasa zajęła nam godzinę, bo pan mąż pomylił trasę i musieliśmy zawracać. Kiedy żegnaliśmy się z nimi, byli zdziwieni, że oddajemy klucze od ich mieszkania i mówimy: dobranoc i dziękujemy na zawsze. Siedzieli tak jeszcze chwilkę w swoim aucie, gdy my poznawaliśmy już naszych nowych gospodarzy. Może myśleli o tym, co zrobili…

Nie odezwali się już potem do nas, my też nie czuliśmy takiej potrzeby. To była pierwsza taka sytuacja podczas pięciu lat naszego podróżowania. Dawno nie zawiedliśmy się tak na drugim człowieku. A może to był pierwszy raz, kiedy tak bardzo ktoś nas zranił? Nie ma co. Kolejne doświadczenie za nami. Najważniejsze, że to, co spotkało nas później, przerosło nasze oczekiwania 🙂

 

Podobne wpisy