Tomek i Eli. Ile można? Trochę pukamy się w głowy, siódma zimowa próba, kto, kto ma tyle determinacji aby tak walczyć. Próbować. Jakby porażki nie istniały, Tomek wracał z kalendarzową zimą jak bumerang pod tę Górę. Jak wędrowny ptak, któremu nie odpowiadały ciepłe, afrykańskie zimowiska, opuszczał Polskę i frunął pod Nangę. Okopywał się i próbował. Walczył. Siódmy raz!
(Rafał Fronia, Jestem Polakiem, Dziennik Wyprawowy cz.6, całość znajdziesz TUTAJ.)
Pamiętam, jak ze łzami w oczach szliśmy do wioski Fairy Meadows, z której zaczynało się trekking do jednego z Nanga Parbat Base Camp. Pamiętam, jak bardzo chciałam zrobić to sama, bez pomocy osiołka, bez pomocy Adama. Pamiętam, jak rozpłakałam się, kiedy doszliśmy do wioski i w blasku księżyca zobaczyliśmy „Killer Mountain” w całej okazałości. Pamiętam stres, jak kamienie osuwały się spod nóg podczas drogi do Base Campu, widok dróżki zasypanej przez lawinę, która zeszła kilka dni wcześniej, i marzenie, które pchało nas do przodu. Pamiętam kwiaty, które złożyliśmy już na miejscu, przy tablicy upamiętniającej Karla Unterkirchera, który zginął podczas wyznaczania nowej trasy na szczyt, to uczucie straty, mimo że niewiele o nim wiedzieliśmy.
Jest coś niesamowitego w Nanga Parbat, nawet w samym patrzeniu na nią, co dopiero w zdobywaniu jej szczytu, który był największym marzeniem Tomka Mackiewicza.
Z zapartym tchem śledziliśmy przez ostatnie dni całą akcję ratunkową na Nanga Parbat, z wiarą i modlitwą, że Tomka Mackiewicza i Elisabeth Revol, którzy utknęli pod kopułą szczytową, uda się uratować. Udało się tylko i aż z Eli. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem czwórki Ratowników, prawdziwych herosów, członków Zimowej Ekspedycji K2: Adama Bieleckiego, Denisa Urubko, Jarosława Botora i Piotra Tomali. Możemy nie rozumieć czyjejś pasji, decyzji, podejmowanego ryzyka, ale w takiej sytuacji osąd nie do nas należy. Oby każdy z nas miał w sobie siłę i determinację do realizacji marzeń. W empatycznym sercu pozostaje teraz tylko miejsce na szacunek, smutek, żal i współczucie dla bliskich Tomka. I chciałoby się dodać: nadzieję, że jeszcze wydarzy się cud.
PS Zdjęcia z naszej wizyty pod Nanga Parbat, czerwiec 2017.