Kolejny post z serii: „Autostop w… + informacje praktyczne”
Birmę odwiedziliśmy w maju, najgorętszym miesiącu z całego roku. Czekaliśmy na nią, jak na wielki skarb. Mieliśmy oczywiście przed oczami jej piękno, ale większą ekscytację wzbudzało w nas poznanie jej poprzez jazdę stopem. Naczytaliśmy się trochę o zakazie spania w namiocie, o kontrolach junty, o różnych konfliktach, i chcieliśmy to po prostu przeżyć na naszej skórze. Czy po 27 dniach w Myanmarze jesteśmy usatysfakcjonowani? Bardzo! Przeżyliśmy przygody naszego życia, przekonaliśmy się po raz kolejny, żeby nie słuchać ludzi, żeby walczyć o swoje marzenia. Nie zobaczyliśmy dwóch miejsc, które bardzo chcieliśmy zobaczyć, ale jazda stopem po prostu to wykluczała (za mało czasu, brak pozwolenia). Dlatego musimy wrócić do Birmy, która tak łatwa jak Tajlandia nie jest, ale za to dostarcza wrażeń i niezapomnianych chwil na całe życie. Nawet, jeśli gdzieś w jej środku dopada Cię komar, który wręcza za darmo uprzykrzającą życie dengę.
.
NASZA TRASA: Mae Sot, Yangon, Gwa, Ngapali, Bagan, Mingun, Mandalay, Inle Lake, Dawei, granica z Tajlandią.
Jako wstęp polecamy obejrzeć nasz krótki filmik z jednej jazdy autostopem po Birmie KLIK 🙂
Spis treści
STAN DRÓG
W Birmie można znaleźć praktycznie każdy rodzaj dróg. Jest piękna autostrada przez środek kraju (Mandalay – Yangon), są całkiem niezłej jakości drogi główne, wąskie i kręte drogi w górach (prowincja Rakhine), czy szutrowe, pełne dziur, ledwo przejezdne odcinki (droga z Dawei na granicę z Tajlandią). To wszystko czyni podróżowanie stopem po Birmie bardzo różnorodne i jakże piękne! 🙂 A żeby było śmiesznie, za wszystkie drogi pobierane są opłaty (kto je zbiera to już temat na inny post), niezależnie od jakości. Często punkty poboru opłat to zbite z desek barykady, które pojawiają się pośrodku niczego.
RUCH AUT
Wszystko w zależności od prowincji i pory dnia. W okolicach większych miast (Yangon, Mandalay) ruch jest cały czas i w większości są to auta osobowe. Z kolei im dalej w głąb kraju tym gorzej. Bywało i tak, że w ciągu całego dnia mijało nas kilka pojazdów, z czego 90% to przeładowane ciężarówki i busy. Po zachodzie słońca jest ciężko, bo drogi są zazwyczaj nieoświetlone i mało kto decyduje się, aby wyjeżdżać z domu. Birmańczycy szybko kładą się spać i szybko wstają. Najważniejsze, że w końcu zawsze coś pojedzie, więc głowa do góry 🙂
CZYM SIĘ JEŹDZI PO BIRMIE?
Absolutnie wszystkim! Można się załapać na ekskluzywne auta, przeładowane i ledwo jadące ciężarówki, gdzie liczba osób w kabinie, czy na pace nie ma znaczenia, autobusy, busy, traktory, motory…
CZAS OCZEKIWANIA NA STOPA?
Tam, gdzie ruch jest najmniejszy, szanse największe. W Birmie jak coś jedzie to zazwyczaj Cię zabierze. Jak czeka się długo, to tylko z powodu braku aut. Najdłużej łapaliśmy około dwóch godzin, ale nie mijał nas żaden pojazd. Z reguły jest to kwestia kilku minut. Podczas oczekiwania na stopa czas z pewnością umilą ludzie, których nie sposób w Birmie nie lubić. Czasem warto wejść do przydrożnej knajpki, napić się lokalnej herbaty, zjeść kilka specjałów i wypatrywać jakikolwiek pojazd na horyzoncie.
ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ
Można w Birmie pogonić, ale tylko jadąc autostradą. Droga z Mandalay, czy Inle Lake do Yangonu, czy z Mae Sot do Yangonu do zrobienia w jeden dzień. Jeżeli mówimy o terenach górskich, mało zaludnionych, to czasami jadąc cały dzień w ciężarówce (bo tylko one jadą) przejedziemy 200-250 km. Jazdę spowalniają przerwy na jedzenie (w większości przypadków kierowcy sami proponują obiad, czy coś do picia), kontrole policji, oraz stan dróg.
MIEJSCA DO ŁAPANIA
Gdzie Cię kierowca wysadzi, tam można łapać. Chodzenie z plecakiem w celu znalezienia „lepszego miejsca” w 40-stopniowym upale nie jest najlepszym pomysłem. Autostop w Birmie jest na tyle łatwy, że w większości przypadków nie wymaga szukania wylotówki (nie mówimy o dużych miastach). Często przy drogach są sklepiki z zadaszeniem, drzewa rzucające spory cień, światła, skrzyżowania, posterunki policji oraz punkty poboru opłat za drogę.
BEZPIECZEŃSTWO
Jest bezpiecznie, czasami nawet za bardzo 🙂 W całej Birmie widnieją plakaty, na których napisane jest „Warmly welcome! Take care of Tourist!”. Ludzie biorą sobie te słowa do serca i na każdym kroku próbują pomóc. Nie mieliśmy ani jednej przykrej sytuacji, którą moglibyśmy nazwać niebezpieczną lub stresującą. Ciekawą rzeczą jest, że w Birmie obowiązuje ruch prawostronny, a praktycznie wszystkie auta mają kierownicę przystosowaną do ruchu lewostronnego. Z tego powodu wyprzedzanie jest dość ryzykowne. Ciężarówki jeżdżą zawsze w podwójnej obsadzie. Jeden kieruje, a drugi daje znać, czy można wyprzedzić pojazd jadący wolniej, albo stado krów. Dla autostopowiczów oznacza to mniej miejsca i siedzenie na łóżku z tyłu 🙂
KIEROWCY
Są niesamowici, przyjacielscy, spragnieni kontaktu z „białym człowiekiem”, pomocni i można pisać i pisać, jak to wspaniale było ich spotkać i jeździć z nimi po ich kraju… W większości przypadków zapraszali nas na obiady, przekąski, czy zimne napoje. Puszczali nam birmańskie hity, śpiewali razem z nami, śmiali się, zapoznawali z rodziną, załatwiali dalszy transport. W tych ludziach jest coś niezwykłego, coś co powoduje, że chce się do Birmy wrócić i objechać ją stopem raz jeszcze. Nawet bariera językowa nie była dla nich przeszkodą w przekazywaniu swoich emocji, tego co mieli w swoim sercu. Pomocną sprawą są podstawowe zwroty oraz list autostopowicza. Nam przetłumaczył go nasz kolega z Yangonu. Dzięki niemu nawet na najdzikszych wioskach mogliśmy być zrozumiani 🙂
DZIENNE ODLEGŁOŚCI
Jadąc autostradą oraz głównymi drogami tylko w ciągu dnia maksymalnie można przejechać do 600 kilometrów, aczkolwiek jest to męczące. Średnia dzienna odległość to około 300 kilometrów. W Birmie słońce szybko wschodzi i zachodzi. Trzeba brać to pod uwagę planując podróż na dłuższym odcinku.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
W Birmie spędziliśmy 27 dni, z czego 6 nocy spędziliśmy w hostelach i guesthouse’ach. Podróżowaliśmy oczywiście wyłącznie autostopem 🙂 Ceny noclegów są naprawdę zróżnicowane i zaczynają się od 15-20 zł w górę. Bywa tak, że z dnia na dzień zdarzają się świetne promocje, więc warto zerknąć i sprawdzić najlepsze okazje w interesującej Cię lokalizacji. Najtańsze noclegi w Birmie porównasz TUTAJ
Spanie w namiocie – oficjalnie zabronione i każdy w Birmie to potwierdzi. Jako „turyści” mamy obowiązek spania w licencjonowanych, specjalnie przygotowanych dla obcokrajowców hotelach lub guesthouse’ach, których cena jest kilkukrotnie wyższa niż miejsca przeznaczone dla lokalnych. Lokalni mieszkańcy nie mogą zapraszać turystów na noc do siebie do domu, ponieważ grozi im za to więzienie. Oficjalnie Couchsurfing nie istnieje… 🙂 Nie poddaliśmy się oczywiście i za przygodę obraliśmy sobie obejść te wszystkie przeciwności 🙂 Jak zatem spaliśmy?
.
COUCHSURFING: na CS spaliśmy w Yangonie u chłopaka z Niemiec, który pracował tam jako prawnik oraz w Mingun, niedaleko Mandalay, u mnicha, który prowadzi szkołę języka angielskiego dla dzieci z okolicznych wioseczek, a także normalną szkołę, która stwarza dzieciom szansę do nauki po prostu.
Pisaliśmy również prośby do Ngapali i Dawei. W pierwszym mieście przyczyną odmowy była nieobecność hosta, który bawił się na weselu, w drugim pracujący tam Niemiec musiał nam odmówić, ponieważ policja zabroniła mu przyjmować gości z zagranicy (dostał wyraźne ostrzeżenie ze wskazaniem, że jest obserwowany…).
Dlaczego w ogóle mogliśmy spać na CS? W pierwszym przypadku spaliśmy w samym centrum, gdzie mieszkało mnóstwo białych, pracujących legalnie tam ludzi, więc praktycznie nie było żadnych podejrzeń. Dodatkowo nasz host w ogóle tym prawem się nie przejmował, bo sam trochę autostopem już zjechał świata, a zresztą mieszkał z innymi Niemcami, więc dodatkowi obcokrajowcy nie stanowili problemu.
Co do naszego pobytu w małej wioseczce sprawa była jeszcze prostsza. Nasz host, młody mnich, był bardzo poważany i znany w całej okolicy. Nie chodzi tu tylko o bycie samym mnichem, ale o fakt, że stworzył i kierował szkołami, które dawały wykształcenie, a co za tym idzie lepszą przyszłość miejscowym dzieciom. To, co zrobił, zyskało uznanie w jego kraju, ale i za granicą. Delegacje z całego świata, z przedstawicielami władz na czele, odwiedzają małą wioseczkę, żeby wyrazić swój podziw i wesprzeć to dzieło. Stąd Brian ma pozwolenie, aby odwiedzali go obcokrajowcy, którzy dokładają swoją rękę do edukacji dzieci, ucząc ich angielskiego, a nawet geografii i historii, jak to zrobiliśmy my 🙂
.
NAMIOT
Namiot rozbijaliśmy dosyć często i to w miejscach niejednokrotnie absurdalnych. Spaliśmy w krzakach, koło drogi, na posterunkach policji, na plaży, przy budynkach rządowych, czy punktach poboru opłat za autostradę. Policjanci sami wyrażali zgodę na spędzenia nocy w namiocie, oferowali prysznic, jedzenie i zapewniali całonocną ochronę 🙂 Kto pyta, ten śpi na pewniaka 🙂 Najlepiej namiot rozbijać po zmroku, po wcześniejszym rozeznaniu terenu i wybraniu odpowiedniego miejsca. Wszystko po to, aby nie zostać zauważonym (jeśli tego nie chcemy). Podczas spania na dziko czuliśmy się jak w grze komputerowej, w której trzeba unikać strażników (lokalnych ludzi, którzy w trosce mogą donieść na nas policji) i nie dać się złapać. Namiot trzeba również szybko z rana zwinąć. Jak to Asia mówi, łapa wielkiego brata jest odczuwalna cały czas 🙂 Bez przygód i w tym temacie się nie obyło, ale o tym już wkrótce w poście z Bagan.
.
NOCLEG U LOKALNYCH MIESZKAŃCÓW
Dwa razy spaliśmy u lokalnych mieszkańców. Za pierwszym razem, gdzieś w górach w drodze do miejscowości Gwa, w przydrożnym domku z bambusa. Zaproszono nas i traktowano jak prawdziwych gości. Bieda niesamowita, ale serce tych ludzi nie do podrobienia! Spędzić noc w takich okolicznościach – bezcenne! O policji też tam mowy nie było. Za drugim razem zostaliśmy zaproszeni przez oficera Karen Army w drodze z Dawei na granicę z Tajlandią. Miejsce niezwykłe: gdzieś na wzgórzach, pośrodku niczego, w trakcie pory deszczowej. Do tego cała, wielka rodzina, żołnierze Karen Army ze swoimi spluwami, pyszna kolacja i… wi-fi!
Noclegi na dziko, u ludzi i na CS dały nam obraz tego, że można w Birmie obejść system. I nie chodzi o to, żeby nie płacić (ten, kto trochę nas już poznał wie, że w żadnym wypadku o niewydawa
nie kasy nam nie chodzi). Zresztą w wielu miejscach, gdzie jeździliśmy, o płatnych noclegach mowy nie było, bo ich… nie było 🙂 Dzięki temu mogliśmy przeżyć wiele niesamowitych historii, poznać kraj od środka i żyć tak, jak oni żyją. Autostop w połączeniu ze spaniem na dziko w Birmie = wspomnienia na całe życie!.
.
KWESTIA HIGIENY OSOBISTEJ
Większość naszego pobytu w Birmie okraszona była ogromnymi upałami: od 35 do 43 stopni (ostatnie trzy dni to początek pory deszczowej, kiedy temperatura i tak wynosiła ok. 25-30 st). Można się było zatem nieźle spocić 🙂 Kłaść się brudnym do namiotu po całym takim gorącu dni, to nic przyjemnego. My przynajmniej nie lubimy. Szukaliśmy zatem zawsze jakiegoś rozwiązania:
.
1) Najczęściej, kiedy wiedzieliśmy już, że dalej nie będziemy jechać, jakieś 1,5 godz. przed zachodem słońca, zagadywaliśmy (najczęściej na migi) lokalnych mieszkańców, czy moglibyśmy skorzystać z wody, żeby się umyć. Nigdy nie było żadnego problemu. Ludzie wręcz bardzo cieszyli się, że mogą pomóc. Nie było to również dla nich uciążliwe, ponieważ ich łazienki ulokowane są koło domu, na świeżym powietrzu, a sama kąpiel polega na polewaniu się wodą, która znajduje się w betonowych zbiornikach.
2) Innym rozwiązaniem było napełnienie w ciągu dnia kilku butelek wodą, która na koniec dnia służyła nam do szybkiego przemycia się z potu.
3) Kiedy spaliśmy blisko plaży, po całym dniu spędzonym niedaleko ekskluzywnych domków hotelowych, jakby nigdy nic, zapytaliśmy ochroniarza, czy nie moglibyśmy opłukać się pod prysznicem, który stał przy każdym domku. Kolejny raz udzielono nam bezproblemowo pozwolenia.
.Trzeba w tej kwestii wykazać się tylko sprytem i odwagą, schować swoją dumę do kieszeni, szeroko się uśmiechać 🙂 Ludzie są ludźmi i rozumieją potrzebę mycia, tym bardziej, jeśli widzą białego człowieka z dużym plecakiem, który pojawił się nie wiadomo skąd.
DODATKOWO:
-
Co do map, polecamy jak zwykle: Maps Me. Nie zawsze były w Birmie dokładne, ale w większości przypadków było super (ostatnio była aktualizacja na Birmę, więc powinno być lepiej). Trzeba oczywiście brać przez palce zaznaczone autostrady i drogi krajowe, bo w rzeczywistości może to być zwykła droga szutrowa, jednopasmówka 🙂 Ale da się jechać 🙂
-
W Yangonie zaopatrzyliśmy się w lokalną kartę sim: MPT (1GB około 6500 Kyats, czyli ok. 20 zł), później dokupiliśmy Ooredoo, która miała zasięg tam, gdzie MPT nie miała. Z zasięgiem jest różnie, ale nie tak źle, jak mogłoby się wydawać. Na terenach górzystych i wiejskich nie ma co go szukać, ale w sumie wtedy nie jest potrzebny 🙂
-
Waluta i gdzie ją wymieniać? W Birmie walutą jest Kyat, ale na porządku dziennym występują też dolary amerykańskie. Najlepiej wymienić walutę na ulicy od tzw. cinkciarzy. Kurs jest korzystniejszy niż w banku. W trakcie transakcji należy tylko dokładnie sprawdzić i przeliczyć ilość gotówki. Po sprawdzeniu najlepiej trzymać ją w swoich rękach, nie oddając już cinkciarzowi. Na granicy w Mae Sot oraz w Yangonie można wymieniać również thai baty.
-
Wiza: my aplikowaliśmy o wizę w Wientian, stolicy Laosu. Cała procedura zajmuje trzy dni robocze i kosztuje 20$. Niedaleko ambasady znajduje się bank, w którym spokojnie można wymienić kipy na dolary. Zawsze korzystniej jest płacić bezpośrednio właśnie w nich.
-
W Birmie niestety występuje denga, którą było nam dane przejść. My najprawdopodobniej dostaliśmy ją nad jeziorem Inle.
-
W celu porozumiewania się i ułatwienia podróżowania po kraju polecamy zwroty w lokalnym języku. Takie przetłumaczone „śmieszne znaczki” ułatwią Wam życie w każdej sytuacji, ponieważ zdecydowana większość narodu językiem angielskim nie włada.
- Dobrze jest zaopatrzyć się w środek przeciwko komarom i innym insektom. Przy wyborze odpowiedniego środka należy zwrócić uwagę, aby w swoim składzie miał od 30-50% DEET. Oczywiście na wyspie dostępne są tamtejsze środki, jednak nie spotkaliśmy się z żadnym, który posiadałby jakikolwiek % DEET. Na polskim rynku dostępnych jest kilka takich produktów: Mugga, Foresta (podróż zaczynaliśmy właśnie z tym produktem, był bardzo dobry, niestety miał jeden minus: spryskiwacz przeciekał) i Care Plus, który mieliśmy w dalszej części naszej podróży: od Sri Lanki do Polski i również polecamy. Denga w niektórych rejonach jest dosyć powszechna, więc warto się zabezpieczyć. Sami przeżyliśmy ją właśnie Birmie – drugi raz nie chcielibyśmy przez to przechodzić.
- Polecam zaopatrzyć się w moskitierę (my używaliśmy podobnego modelu). Dzięki niej możesz uniknąć zachorowania na dengę i komfortowo przespać noc. Nie każdy hostel ją ma. W domach również się przydaje.
- Podczas łapania stopa zawsze staraj się znaleźć sobie kawałek cienia. Jeżeli jest to niemożliwe, koniecznie miej jakieś nakrycie głowy (polecamy wielofunkcyjne chusty Buff). Jeździły z nami przez całą podróż i w dalszym ciągu są nieodłącznym elementem naszego plecaka.
CZY WARTO PRZYJECHAĆ DO BIRMY?
Jeśli kochacie przygodę, niestraszna Wam adrenalina, lubicie spać w namiocie, kochacie poznawać ludzi, przejechanie Birmy autostopem może być przeżyciem nie z tej ziemi. A nawet jeśli to wszystko to nie Wasza bajka, warto Birmę zobaczyć, porozmawiać z ludźmi, dowiedzieć się czegoś o jej tragicznej historii i teraźniejszości. Na pewno poruszy Was uśmiech lokalnych mieszkańców, zadziwi czerwona jak od krwi ziemia, być może pokochacie tak, jak my, ich tradycyjną herbatę ze słodkim mleczkiem. Nie przechodź tylko przez Birmę obojętnie, ona zasługuje na szacunek i więcej niż trochę uwagi.