Jesteśmy w podróży już od czternastu miesięcy. Dla jednych to całe wieki, dla innych coś normalnego. Dla jednych to całkiem proste, że można tyle podróżować, inni głowią się, jak to możliwe, że kasa jeszcze nam się nie skończyła, nasze stopy stanęły na kolejnym kontynencie, a co przed nami, to tylko Bóg wie. Wiemy, że to bardzo nurtująca kwestia, skąd tak młodzi ludzie mają fundusze na taką podróż. To najczęściej zadawane pytanie w wiadomościach, które dostajemy. Postanowiliśmy w końcu odpowiedzieć tutaj na blogu, choć zdajemy sobie sprawę, że może to być nie do końca satysfakcjonująca odpowiedź, bo w końcu to będzie tylko słów kilka o pieniądzach. Nie będzie tak naprawdę też bardzo odkrywcza, właściwie to w ogóle nie będzie odkrywcza. Być może jednak to, że będzie tak prosta, otworzy komuś oczy, pokaże, że on też może.
Aha. Zanim zaczniemy, dodam szybko, że podróżujemy „z pieniędzmi” (bo to wcale ostatnio takie oczywiste nie jest) (i nie dosłownie ze wszystkimi pieniędzmi w kieszeni, bo to też oczywiste nie jest 😉 ). Czasami autostop kojarzy się ludziom z brakiem kasy w podróży, albo w normalnym życiu. My autostopem podróżujemy, bo kochamy, i dużo jeść w podróży też lubimy, więc $$$ się przydają 😉 Nie tylko na jedzenie rzecz jasna.
PRACA Zaskoczenie? Myśleliście, że rodzice sponsorują nasze wojaże? 🙂 Ale niespodzianka 😉 Pewnie, że nie rodzice. Kiedy podjęliśmy decyzję o wyjeździe (jak to się stało opowiem w innym wpisie) wiedzieliśmy, że trzeba będzie na nią zarobić. Chcieliśmy zarobić tyle, żeby czuć się bezpiecznie, tzn. móc sobie pozwolić na wszystkie wejściówki, na lokalne jedzenie (nie wozimy konserw tak btw…), na pamiątki, nowe ubrania, jak trzeba to bilety lotnicze (na Filipiny, czy Borneo np.). Praca w kraju pozwoliłaby nam pewnie wyjechać za kilka lat, a nie rok po ślubie, więc Adam trzy tygodnie po sakramentalnym „TAK” pojechał za granicę. Inni się dziwili, a my znaliśmy cel (oni nie). Ja pracowałam w tym czasie normalnie w kraju, co pozwalało nam na bieżąco się utrzymać, co nieco odłożyć. Nasze wspólne poświęcenie, łącznie prawie pięć miesięcy rozłąki, opłaciły się. Dodatkowo po powrocie do kraju Adaś też pracował. Hajs się musiał zgadzać 🙂
OSZCZĘDZANIE Niektórzy mają z tym wielki problem. My na szczęście jesteśmy takimi ludźmi, którzy znając cel wyższy potrafią dostosować pod niego wszystko. I tak wiedząc, że jedziemy, założyliśmy po prostu swój plan oszczędnościowy. Nie w banku, tylko w swoim domowym budżecie. O tym też można napisać dodatkowo, ale tak w skrócie, to bardzo proste: np. film oglądamy w domu, a nie w kinie, nowe ciuchy wcale nie są teraz tak bardzo potrzebne, zamiast droższych perfum, będą te tańsze (choć tak szczerze… to nie były 😉 ), zamiast pić kawę w kawiarni i jeść tam ciastko, można sobie zaparzyć samemu w domu, a własnoręcznie upieczony placek z owocami będzie trzy razy tańszy i wystarczy na trzy dni, lista zakupów spożywczych jest bardzo przydatna – dzięki niej kupimy tylko to, co trzeba, a nie to, co wydaje mi się, że może się przydać, książkę mogę wypożyczyć, teraz nie muszę mieć swojej (choć bardzo lubię mieć swoją), wyjazd w góry tym razem poczeka (niedługo w to miejsce będę się wspinać na jeden z wulkanów). To tak bardzo ogólnie i obrazowo, ale pokazuje o co chodzi. Wszystko to kwestia wyborów. //A tak na marginesie, to i tak były nowe buty, spodnie, od czasu do czasu obiady na mieście też. Wszystko jednak z umiarem i pod wspólną kontrolą 🙂 //
PREZENTY Urodziny i święta to dobry czas, żeby nasi bliscy dołożyli się do naszej podróży. Kiedy zbliżały się urodziny moje, albo Adama, czy też Boże Narodzenie, albo coś tam jeszcze, nasze rodziny były same na tyle domyślne, że pytały, co przydałoby się nam w podróży. I tak czasami dostawaliśmy koperty z zawartością na konkretne przeznaczenie, albo rzeczy, które dokładnie wskazaliśmy. Dzięki takim prezentom zakup jakiegoś sprzętu podróżniczego mogliśmy skreślić z naszej listy, a nasi ofiarodawcy mogli spać spokojnie, ponieważ wiedzieli, że na pewno będziemy zadowoleni 🙂
SPONSORZY Tak, szukaliśmy sponsorów, kogoś, kto chciałby wesprzeć naszą podróż. I udało się, choć bardziej należałoby powiedzieć, że znaleźliśmy niezwykłych ofiarodawców, którzy pomogli nam w różny sposób. Nie pytajcie nas, jak się szuka sponsorów. Nie jesteśmy w tym za dobrzy. Większa zasługa leży po stronie naszego Przyjaciela Mariusza, który po prostu ma ten dar i to on ogarnął większość tych spraw. Jesteśmy szczęśliwi, bo nasi sponsorzy to firmy, albo ludzie, którzy nie oczekiwali od nas tak naprawdę niczego. Nie widzicie nas na zdjęciach albo filmach z jakimiś produktami, albo firmowymi koszulkami. Nikt od nas tego nie wymagał. Wiemy, że to po prostu szczęście i błogosławieństwo. Poznaliśmy ludzi, którzy zaufali nam i uwierzyli w nasze marzenia 🙂 Choć pewnie wielu takich nie ma… a nas może kiedyś zobaczycie w jakiś wypasionych ciuchach znanej firmy 😉
PREZENTY raz jeszcze. Raz jeszcze ponieważ one nie mieszczą się w tych poprzednich. Mamy naprawdę niezwykłych Przyjaciół. Czasami wystarczy ich mała garstka, a „robią” za całą armię. Kiedy mówiliśmy im po raz ostatni przed wyjazdem „do zobaczenia” oni wręczali nam koperty, albo deklarowali, że w trakcie podróży będą nas wspierać. Wypowiadali przy tym słowa niezwykłe, pełne miłości, troski i zaangażowania w naszą wyprawę. Wiedzieliśmy, że niektórzy dawali nam pieniądze, które ciężko zarobili, albo odkładali przez dłuższy czas, albo mogliby przeznaczyć na swoje rodziny. Często ze łzami w oczach pytaliśmy „dlaczego?”, w zamian słysząc, że nas kochają, podziwiają, chcą choć trochę się dołożyć. W tym miejscu symbolicznie dziękujemy Wam kochani Przyjaciele. Mamy nadzieję, że dalej jesteście z nas dumni, że dobrze wykorzystujemy Wasz dar :*
I jak? Ameryki nie odkryliśmy? A no nie. Mówiłam od razu. Ale to dobrze. To znaczy, że nie jest to tak bardzo odległe. Jak widzicie wcale nie tak ciężko odłożyć na swoją podróż. Potrzebna jest wielka determinacja, mądrość, pracowitość, poświęcenie i… pomysł. Mimo to opłaca się. Wiemy, że niektórzy chcieliby wiedzieć, ile zarobiliśmy, ile mieliśmy w portfelu, albo ile do tej pory wydaliśmy. Jakoś tak mamy, że stan naszych kont lubimy trzymać dla siebie, a ile wydaliśmy… dokładnie nie wiemy 🙂 Na ten temat postaramy się niedługo coś napisać, bo dla nas to kwestia dosyć złożona, warta jednak, by na czynniki pierwsze ją rozłożyć 🙂