Dzisiaj czwarta rocznica naszego ślubu. Znamy się od ośmiu lat, od siedmiu jesteśmy parą. Ponad 1112 ostatnich dni spędziliśmy ze sobą 24 godziny na dobę. Trzy lata naszego związku były związkiem na odległość. Ja w Olsztynie, Adam we Wrocławiu. Widywaliśmy się czasami dwa razy w miesiącu na dwa/trzy dni, czasami raz w miesiącu, bywało i raz na sześć tygodni. Spędzaliśmy ze sobą wszystkie przerwy świąteczne, wakacyjne, dni wolne. Pierwszy nasz wspólny wyjazd był oczywiście wyjazdem autostopowym. Znajomi Adama zakładali się, że wrócimy z niego oddzielnie, nie będziemy już parą. Łobuzy jedne! Nie powiem, że nie było blisko do rozpadu tego świeżutkiego związku, ale… my po prostu mieliśmy być dla siebie. Po prostu w to wierzę. Pan Bóg wiedział, że nasze 1+1=1.
Często ludzie pytali nas, jak to możliwe, że wytrzymujemy ze sobą przez tyle lat non stop, czy się nie nudzimy ze sobą, czy się nie kłócimy. Po tym całym czasie bez siebie i czasie ze sobą, nie wyobrażam sobie dnia bez Adama. Wiem, że pewnie takie będą, ale brakowało mi go bardzo, kiedy zostawałam sama na jakieś kilka godzin. I nie, to nie jest jakieś chore przywiązanie, małżeńska pępowina. Każdy z nas ma swoje zainteresowania, inne niż podróżowanie, lubimy te same, ale i inne rzeczy, potrafimy siedzieć obok siebie robiąc coś przez dwie godziny, i nie odezwać się słowem. Oprócz tego, że Go kocham, ja po prostu bardzo lubię mojego męża. Uważam, że to najsympatyczniejszy i najfajniejszy chłopak pod słońcem. Bywa wkurzający, ale wkurzający bywa każdy. Ja bywam.
Kłócimy się, albo ładniej mówiąc, wymieniamy się zdaniami dosyć burzliwie, nie zgadzamy się czasami, drażni nas jakieś nasze zachowanie, ale… najbardziej lubię po tym wszystkim przytulić się do Dziela i uzgodnić, jak to naprawdę powinno być.
Nie wiem, czy nasze małżeństwo można nazwać tym, że mamy szczęście, że je mamy. Mamy na pewno nad nim Boże błogosławieństwo i dobre spoiwo, czyli Pana Boga. To nasza wspólna. Choćby wszystko się waliło, On jest tym, który jest niezmienny, jest stały. Dlatego, jeśli zapytasz, jaki jest nasz sposób na dobre i fajne małżeństwo, odpowiemy, że naszą receptą jest wspólny fundament, cel, do którego dążymy. Nie tylko nasze życie opieramy na Bogu, opieramy na Nim nasze małżeństwo. I powtórzę jeszcze raz: Pan Bóg wiedział, że my stworzymy dobry duet, a właściwie jedność.
Oczywiście, jak to mawiają, z pustego i Salomon nie naleje, dlatego, jeśli my nie będziemy nad sobą i naszym małżeństwem pracować, dbać o relację, szanować się, być uczciwymi, prawdomównymi, jeśli nie będziemy rozmawiać, dyskutować, dochodzić do porozumienia, to nic z tego nie wyjdzie. Tego się trzymamy.
Nasz powrót do domu (tutaj wczorajszy WPIS) troszkę uniemożliwił nam jakieś szczególne świętowanie, ale w ogóle nam to nie przeszkadza. Uściskaliśmy się mocno rano, podziękowaliśmy za to, że jesteśmy razem, podziękowaliśmy Bogu za siebie nawzajem i czekamy na kolejny dzień naszego wspólnego życia. Będzie się działo!
PS Rok temu na 3. rocznicę ślubu napisałam fajny wpis o naszej historii miłosnej, o tym, jak to się stało, że Dzielu to mój mąż, że ja to jego żona. Zapraszam TUTAJ 🙂