Hong Kong i Makao

Tydzień w namiocie w centrum Hong Kongu – Parasolkowa Rewolucja

Po równym miesiącu w Chinach przyszedł czas na Hong Kong. Miasto-państwo o tyle dobre, że można do niego wjechać bez wizy i również bez najmniejszych problemów wyrobić wizę do innych krajów, aby kontynuować podróż.

W Hong Kongu ludzie mówią po angielsku, klimat jest przyjemny, państwo bardzo rozwinięte. Cieszyliśmy się, że możemy tam być. Na granicy wszystko poszło szybko i sprawnie. Jako potwierdzenie wjazdu do Hong Kongu otrzymaliśmy malutką karteczkę, którą należało zostawić w paszporcie aż do czasu wyjazdu.

Hong Kong nocą- Na Nowej Drodze Życia

Musimy dodać, że po wielu próbach i dziesiątkach wysłanych próśb, nie udało nam się znaleźć hosta na Couchsurfingu. Plan był więc taki, że szukamy jakiegoś bezpiecznego miejsca na rozbicie namiotu w centrum miasta (czy to w ogóle możliwe?!) lub gdzieś poza miastem. Gdybyśmy na tydzień mieli wynająć pokój w hostelu, to pewnie byśmy płakali, jakby przyszło do płacenia. Drogo, że cho cho! Ogólnie sytuacja wyglądała słabo, ale w sercu mieliśmy wewnętrzny spokój. Powierzyliśmy tę sytuację Bogu, więc czekaliśmy z nadzieją.
Po odprawie od razu wchodzi się do metra, które kursuje właśnie bezpośrednio z granicy do centrum Hong Kongu. Cena biletu nas zaskoczyła: 37 HK$, czyli ok. 15-17 złotych na osobę. Jakkolwiek innej opcji nie było. Potem dowiedzieliśmy się, że wystarczyło wsiąść stację dalej i byłoby jakieś 70% taniej, ale do tej stacji sporo by się szło.
Wysiedliśmy na stacji końcowej, czyli w centrum, i zaczęliśmy szukać jakiegoś rozwiązania na najbliższe dni. Ważną sprawą, o której trzeba wspomnieć jest fakt, że musieliśmy zostać tam minimum siedem dni. A dlaczego? Bo dziewięć dni później mieliśmy lot na Filipiny z Makao, które mieliśmy w planach odwiedzić zaraz po HK. Hosta w Makao już mieliśmy, ale dopiero za siedem dni. Zostało więc przetrwać w Hong Kongu trochę czasu. Ruszyliśmy zatem szukać jakiejś opcji, chociażby na tę pierwszą noc, która zbliżała się wielkimi krokami.

Po kilkunastu minutach natrafiliśmy na kościół, w którym ku naszemu zdziwieniu księdzem był Polak! Pomyśleliśmy, że może będzie opcja rozbić namiot, albo ksiądz coś nam podpowie. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że bardzo chciałby nam pomóc, ale nie jest osobą decyzyjną. Trochę smutni, zostawiliśmy nasze plecaki i udaliśmy się w dalszą poszukiwawczą drogę. Odwiedziliśmy jeszcze kilka miejsc, a najgorszą radę, jaką otrzymaliśmy od jednego z innych przełożonych kościoła było: idźcie do McDonalda, tam na pewno was nie wyrzucą… Mógłbym tutaj pisać dłużej, ale nie o to przecież chodzi. Wracając do księdza po bagaże, przypomniało nam się, jak Gosia, którą poznaliśmy dzień wcześniej, mówiła o odbywających się protestach młodzieży w HK. Na początku nie braliśmy tego pod uwagę, ale w tym wypadku nie mieliśmy za bardzo wyjścia. Ksiądz potwierdził tę informację. Manifestacje miały charakter pokojowy i panowała tam bardzo przyjazna atmosfera. Zadeklarował się, że nas tam zabierze i opowie, o co w tym wszystkim chodzi.

Gdy wyszliśmy ze stacji metra na plac Admirality nasze twarze były przepełnione radością. To, co widzieliśmy, przypomniało nam Slot Art Festiwal, na który jeździliśmy od lat.

Parasolkowa Rewolucja w Hong Kongu - Na Nowej Drodze Życia

Parasolkowa Rewolucja w Hong Kongu - Na Nowej Drodze Życia

Pełno porozbijanych namiotów na środku głównej ulicy miasta, setki kolorowych plakatów i flag, niesamowici ludzie. Podobało się nam bardzo i chcieliśmy tam zostać. Pożegnaliśmy się z księdzem i zaczęliśmy szukać jakiejś miejscówki na nasz namiocik. W pierwszej kolejności wypadło kogoś zapytać, więc po chwili poznałem Stevena.

Parasolkowa Rewolucja w Hong Kongu - Na Nowej Drodze Życia

Steven był szefem wolontariatu i pozwolił nam rozbić się w strefie strzeżonej, na samym środku demonstracji. Po chwili dostaliśmy od niego obiad, napoje, słodycze i pełno innych przydatnych rzeczy. Już wiedzieliśmy, że będzie to nasz dom na najbliższe dni. Nasza wdzięczność Bogu i radość sięgała nieba, kiedy w naszym ulubionym namiocie kładliśmy się spać. W najdroższej dzielnicy Hong Kongu, obok ekskluzywnych hoteli. Z miejsca totalnej niewiadomej, pewnego rodzaju bezradności i słabości, znajdowaliśmy się w bezpiecznej przystani. To było wspaniałe uczucie. Wiedzieliśmy, że najbliższy tydzień zapamiętamy do końca życia!

Nasz pobyt w Hong Kongu był jedną wielką sielanką. Każdego dnia budziliśmy się i zazwyczaj czekało na nas śniadanie. Spacerowaliśmy po ulicach, nawiązywaliśmy relacje z lokalnymi, pomagaliśmy w drobnych sprawach. Po prostu z nimi tam byliśmy. Jedyna pomoc jakiej od nas oczekiwali, to okupowanie z nimi głównej ulicy, co z radością oczywiście robiliśmy.

Parasolkowa Rewolucja w Hong Kongu - Na Nowej Drodze Życia

Hong Kong Umbrella Revolution- Na Nowej Drodze Życia

Parasolkowa Rewolucja w Hong Kongu - Na Nowej Drodze Życia

W trakcie naszego pobytu odwiedziliśmy wietnamską ambasadę, gdzie aplikowaliśmy o wizę. Takową otrzymaliśmy po dwóch dniach, koszt około dwustu złotych od osoby. Szybko i bezproblemowo.

Każdego wieczoru ktoś z liderów Parasolkowej Rewolucji wygłaszał przemówienie, które transmitowane było w telewizji. W tym czasie nie mogliśmy wchodzić do naszego namiotu, ponieważ był on rozbity trzy metry od mównicy, na którą nakierowane były kamery i flesze aparatów. Jednym słowem był on jednym z najsławniejszych namiotów na całym Admirality! Wieczorami, a właściwie i popołudniami, przesiadywaliśmy w kafejce dla studentów, którzy sami do nas podchodzili, rozmawialiśmy do późnych godzin nocnych na różnorodne tematy. Opowiadali nam, o co tak naprawdę im chodzi, czego oczekują od rządu. Pragnęli po prostu lepszej przyszłości dla siebie, wyzwolenia spod ręki chińskiej dyktatury, chcieli uczciwości, miejsc pracy. Chcieli demokracji.

Zobaczyliśmy również lokalne atrakcje, które były rekomendowane przez wielu ludzi, ale atmosfera na naszej ulicy była dla nas o wiele bardziej interesująca. Człowiek po prostu chciał tam być. Ciężko to wyjaśnić, ale tak właśnie było. Początkowo Hong Kong miał być dla nas poczekalnią, a stał się prawdziwym domem w tym czasie. Było nam bardzo przykro rozstawać się z naszymi znajomymi po wspólnie spędzonym tygodniu.

To co możemy zaproponować jeśli chodzi o zwiedzanie, to przejażdżki piętrowymi tramwajami na różnych liniach. Fajnie sobie usiąść na piętrze i oglądać miasto z góry. My tak zrobiliśmy i zdecydowanie to była jedna z fajniejszych atrakcji. Na pewno chcielibyśmy tam jeszcze wrócić, żeby zwiedzić miasto i okolicę dokładniej.

Parasolkowa Rewolucja w Hong Kongu - Na Nowej Drodze Życia

Parasolkowa Rewolucja w Hong Kongu - Na Nowej Drodze Życia

Parasolkowa Rewolucja w Hong Kongu - Na Nowej Drodze Życia

Hong Kong Umbrella Revolution- Na Nowej Drodze Życia

MAKAO

Musieliśmy dostać się do kolejnego państwa, byłej kolonii portugalskiej, czyli Makao. Najszybszą i najtańszą opcją jest prom, który kursuje praktycznie non stop. Taka podróż zajęła nam godzinę i kosztowała 75 polskich złotych. Można też helikopterem, ale to już nie na nasz budżet.

Na miejscu czekał na nas nasz host Jono. Był Amerykaninem, który mieszkał tam ponad 24 lata. Chłopak bardzo kulturalny, elegancko ubrany, na pierwszy rzut oka niesamowicie przyjacielski. Tak też było. Cały pobyt w Makao był super właśnie dzięki niemu. Zabrał nas na spacer po okolicy, pokazał wszystkim dobrze znane kasyna, zakątki popularne, jak i te mniej znane, wspaniałe jedzenie, czy lokalne obyczaje.

Makao- Na Nowej Drodze Życia

Dla nas było to bardzo ciekawe, ponieważ do tej pory ten kawałek świata kojarzył nam się tylko z hazardem. Z ciekawostek warto wspomnieć, że w Makao urzędowym językiem jest portugalski, ale ludzie tu żyjący w ogóle go nie znają. Używany jest tylko na szczeblu politycznym i administracyjnym.

Mieszkańcy używają języka chińskiego kantońskiego, tak samo jak w Hong Kongu. Walutą jest lokalny makao dolar, ale można śmiało płacić dolarami z państwa wymienionego wyżej.

Makao- Na Nowej Drodze Życia

Makao- Na Nowej Drodze Życia

Wydaje nam się, że jest to rewelacyjne miejsce do życia. Niskie podatki, dobre wynagrodzenia, sprawnie działająca służba zdrowia, smaczne i w miarę tanie jedzenie, mili ludzie, czy jeden z lepszych paszportów na świecie. Makao jest ciekawym kierunkiem turystycznych, aczkolwiek na tyle małym, że można wszystko zobaczyć w jeden, góra dwa dni. My zostaliśmy trzy, ale cały jeden dzień poświęciliśmy na przygotowania naszej wyprawy na Filipiny.

W głowach mieliśmy różne myśli o tym jakże egzotycznym i dalekim miejscu. Ludzie ostrzegali nas o czyhających tam niebezpieczeństwach, że łatwo wpaść w kłopoty, że tajfuny, że stop w ogóle pewnie nie działa, itp. My jednak nigdy nie oceniamy „książki po okładce”, dlatego z jak najbardziej pozytywnym nastawieniem, odchudzonymi plecakami, wsiedliśmy w samolot i późnym wieczorem wylądowaliśmy w Manili, stolicy długo wyczekiwanego przez nas kraju.

Makao- Na Nowej Drodze Życia

Makao- Na Nowej Drodze Życia